| STRONA GŁÓWNA | KOMIKS | PUNISHER (NETFLIX) | PUNISHER: WAR ZONE | FILMY I TV | INNE |

 PUNISHER ZONE


Newsy
Współpraca
Forum

 KATEGORIE NEWSÓW


Komiksy
Punisher (1989)
Punisher (2004)
Punisher: War Zone
The Punisher (Netflix)
Punisher Film #4
Punisher Serial TV (FOX)
Inne

 BUTTONY


WAK - Serwis Komiksowy
Daily Planet - Pierwsza Polska Strona o Supermanie

ArkhamInfo-Twoje jedyne centrum informacji o grze Batman: Arkham City, Batman Arkham Asylum i jej kontynuacjach






 ArtKomiks



 STYLE


Główny
Punisher: War Zone
Punisher (2004)

FAN FICTION - ROZDZIAŁ 2

ROZDZIAŁ 2:

Słuszny niepokój

Tej nocy Frank nie spał dobrze - dręczyły go koszmary senne, przypominające mu każdy, najbardziej bolesny szczegół śmierci jego rodziny. Do tego nie mógł znaleźć wygodnej pozycji, w której dobrze by mu się odpoczywało. Mocno obtłuczone żebra - pamiątka po ciosach metalową rurą - bolały go niemiłosiernie. Podobnie jak postrzelone ramię. Mężczyzna przekręcał się z boku na bok, pomrukując coś przez sen. Nagle rozbudził go jakiś głośny dźwięk, przypominający tłukące się szkło. Frank otworzył oczy się i rozejrzał się wokoło, napinając mięśnie. Zaraz potem rozluźnił się i odetchnął z ulgą. To tylko Nick niechcący strącił ze swojej szafki szklankę z wodą. Delikatne szkło rozprysło się na podłodze, a jego odłamki rozniosły się w promieniu piętnastu centymetrów. Ćwierć litra mineralnej szybko wsiąkło w mały dywanik, który leżał przy łóżku Fury'ego, niedaleko miejsca, gdzie rozbiła się szklanka.
- Ups - "przejął się" od niechcenia Nick.
Punisher wykrzywił usta w czymś, w rodzaju uśmiechu. Koszmar senny męczył go bardzo i był Nickowi wielce wdzięczny za jego niezdarność, dzięki której się wreszcie obudził.
- Co jest, Castle? - zainteresował się jego przyjaciel, pomijając milczeniem sprawę szklanki.
- Nic takiego. Tylko nie wyspałem się, bo całą noc mnie dręczyły koszmarne sny.
Fury zerknął za okno. Było około piątej nad ranem i na dworze panował półmrok, oraz chłód. Deszcz nie przestał jeszcze padać, tylko lodowaty wiatr ucichł nieco. Zanosiło się na dłuższe pozostanie dżdżystej, nieprzyjemnej pogody. Wprawdzie dla nich to było bez różnicy - w końcu musieli pozostać w szpitalu jeszcze prawie miesiąc.
- Mnóstwo czasu przez to tracimy. "Pegasus Hotel"... Jerry może w każdej chwili wynieść się stamtąd i jak go wtedy dopadniemy? Jak go w ogóle wtedy znajdziemy? Wytłukliśmy już chyba większość jego ludzi - skrzywił się Frank.
- Wyluzuj nieco, Castle. Jerry jest za głupi na to, żeby wpaść na pomysł zmiany zakwaterowania. Na pewno go prędzej czy później dorwiemy. Zresztą niewiele byśmy zdziałali w tym stanie. Mi na razie trudno jest się poruszać, a ty musiałbyś walczyć jedną ręką. Kiepska perspektywa. Musimy być cierpliwi.
- Wygląda na to, że nie mamy innego wyboru... - westchnął Punisher i przymknął oczy.
- Poza tym, nie wypuszczą nas stąd wcześniej, a przez okno skakać raczej nie będziemy... Yyy... Okno?
- Co "okno"? Nie mówisz chyba poważnie, Fury!
- Otwierałeś okno?
- Nie, bo co?
- Jest uchylone, a roleta jest podniesiona. Przecież w nocy nikt by tutaj nie właził, żeby bawić się roletą i otwierać okienko, ot tak, dla jaj. Zresztą zimno jest, a ogrzewanie nie działa.
- Sugerujesz, że ktoś w nocy wlazł tutaj przez okno? - spytał Frank ironicznie, marszcząc brwi.
- Nie wydaje mi się, żeby ktoś właził oknem. Prędzej wszedłby klasycznie, przez drzwi. Ale zdaje mi się, że ktoś tutaj był.
Na krótką chwilę zapadło milczenie. Frank zakasłał krótko i westchnął.
- A tak w ogóle, co to za dziwny zapach?
Nick obrócił głowę w lewą stronę i jeszcze raz spojrzał w okno. Później wbił wzrok w podłogę, przyglądając się resztkom stłuczonej szklanki. Mężczyzna zamyślił się przez chwilę, później przeniósł wzrok na dywanik, w który wsiąkła woda z rozbitego naczynia. Mokra plama na futrzaku miała jakąś delikatną barwę.
- To tamta "woda mineralna" tak dziwnie pachnie - mruknął Fury.
- Może nadto mineralizowana była - zażartował Frank.
- A może ktoś tam czegoś dolał? - odparł całkiem poważnie Nick.
Mężczyźni popatrzyli po sobie niepewnie i jednocześnie sięgnęli do swych rzeczy, aby poszukać broni.
- W porządku, mój pistolet jest - powiedział Nick po cichu.
Punisher jeszcze przez chwilę szukał swojej broni. Wprawdzie znalazł ją, ale - można by rzec - niezupełnie.
- K****! Brakuje wszystkich zapasowych magazynków!
- Jak to?! Poszukaj dobrze!
- Szukałem! Nie ma!
Nick przejrzał swoje zapasy amunicji, które schował razem z bronią.
- Moje są, ale... w rzeczach ktoś mi zrobił niezły bałagan.
- Czyli ktoś musiał tutaj wleźć i kręcić się. Ale dlaczego żaden z nas tego nie słyszał i nie obudził się?
- Nie mam pojęcia, Castle, ale musimy być czujni.
Frank skinął głową i z powrotem schował swoją broń. Mężczyzna zerknął na swoją szafkę, na której również stała szklanka wody. Płyn miał jakąś niezwykle delikatną barwę.
- Psiakrew, coś tutaj jest nie w porządku.
- Nowości to żeś nie powiedział. I jak mamy być do cholery czujni, jak nawet nie wiemy kiedy ktoś tutaj włazi?
- Musimy coś z tym zrobić.
- Co ty nie powiesz. Dobra, chowaj tą swoją spluwę, bo jak ktoś tutaj wejdzie, to będzie tak średnio.
- Jeśli ci z personelu znaleźli magazynki, to pewnie wpadną na to, że możemy mieć broń... - filozofował Punisher.
- Nie wiem. Nawet nie mamy pewności, czy ktoś tu był, ale nie wydaje mi się, żeby jakieś pielęgniarki buszowały nam w gratach.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Ledwie zdenerwowany Frank schował swoją broń, do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
- "O nie!" - pomyślał z rozpaczą Nick, krzywiąc się.
Kobieta uśmiechnęła się przesłodko.
- Przynieść panom coś do picia? Jedzenie zaraz koleżanka przyniesie. Czegoś potrzeba?
- Napiłbym się czegoś innego, niż to... - mruknął Punisher, spoglądając na szklankę wody.
- Dobrze, postaram się o... ale co to? Ojej, szklanka się zbiła. Zaraz posprzątam.
Pielęgniarka poszła do schowka po szufelkę i miotełkę. Tymczasem do "pokoiku" wparowała wysoka, szczupła kobieta. Ubrana była podobnie jak inne pielęgniarki, ale źle jej z oczu patrzyło.
- Proszę, oto jedzenie - syknęła, stawiając talerz na szafce obok łóżka Franka.
Później podała Nickowi jego posiłek, uśmiechając się złośliwie.
- Smacznego... - szepnęła jadowicie i wyszła.
Mężczyźni popatrzyli po sobie przez chwilę. Frank wbił wzrok w talerz, krzywiąc się.
- Ja tego szlamu nie jem.
- Ja też nie - Fury odstawił swój obiad na bok.
Po chwili do pomieszczenia weszła Jessica, trzymając w rękach szufelkę, zmiotkę i szmatkę do podłogi. Pielęgniarka szybko uwinęła się ze sprzątaniem i wyniosła do śmietnika resztki stłuczonego naczynia. Zaraz potem wróciła, przynosząc z sobą opatrunki. Za nią przyszła jeszcze jedna pielęgniarka. Jessica podeszła do Punishera.
- I jak się pan dzisiaj czuje?
- Niewiele lepiej.
Kobieta zdjęła stary opatrunek z ramienia Franka i dokładnie przyjrzała się ranie, kręcąc głową. Później opatrzyła go na nowo.
- Nie wygląda na to, by rana goiła się ładnie i szybko. Trzeba będzie spróbować coś z tym zrobić...
Tymczasem druga pielęgniarka również sprawdzała, czy rana na nodze Nicka zaczęła się goić.
- Jest dobrze. W przeciągu miesiąca, może trzech tygodni pański stan powinien ulec znaczniej poprawie. Zresztą wszystko na to wskazuje.
Fury uśmiechnął się nieco niepewnie i pokiwał głową.
- Aha. To dobrze.
Tymczasem Frank dostał jakieś leki przeciwbólowe i kobiety wyszły.

***

Minęło już dziewiętnaście dni, odkąd zostali w szpitalu. Rany się dobrze zagoiły, chociaż sami mężczyźni byli mocno osłabieni. Jedli mało, bo podawana posiłki były dość podejrzane. Miały dziwny zapach, niekiedy w ogóle jakieś nienaturalne zabarwienie.
- Coś z tym całym żarciem nie tak. Faktycznie ktoś na nas polował... i poluje. Mam wrażenie, że wytropili nas tutaj - warknął Nick.
Punisher nie zdążył mu odpowiedzieć, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedzieli jednocześnie.
Drzwi się uchyliły i do pomieszczenia zajrzała pielęgniarka.
- Mają panowie gości.
Po krótkiej chwili przyszła do nich wysoka, szczupła blondynka. Za nią weszły jeszcze dwie kobiety - też blondynki. Wszystkie trzy były ubrane w podobne stroje - wysokie buty na całkiem dużym obcasie, spódnice do kolan, obcisłe bluzki, na nie narzucone kamizelki. Włosy każdej z nich były podtrzymywane przez opaskę. Najwyższa z kobiet, która stała w środku, ubrana była w całości na czarno. Osoba stojąca po jej lewej stronie - na niebiesko, a po prawej - na zielono.
- Cześć, chłopcy - syknęła zaczepnym tonem kobieta ubrana na czarno. - Jestem Midori.
- Ja jestem Luna - parsknęła ta ubrana na niebiesko.
- A ja Mizuki. Ale mniejsza z tym. Wiecie, że ostatnio byliście bardzo niegrzeczni...?
- Tak. Jerry chyba za wami nie przepada. Trzeba zrobić z wami porządek - przytaknęła jej Luna.
Frank poruszył się lekko i spojrzał na Nicka. Jego przyjaciel bezbłędnie odczytał, o co mu chodzi i w odpowiedzi posłał mu wymowne spojrzenie, prawie że niezauważalnie kręcąc głową. Kobiety nie spostrzegły tego.
- "Nie... na broń jeszcze przyjdzie pora. Teraz to nie byłaby trafna decyzja" - pomyślał Nick.
- Pan, panie Castle jest wyjątkowo zawadzającą jednostką, której należałoby się pozbyć. I pan Fury również... - warknęła Midori i sięgnęła po coś do kieszeni.
Jednak zatrzymała się chwilę, nasłuchując. W korytarzu rozległy się szybkie kroki. Ktoś się zbliżał.
- Przepraszam, ale proszę stąd wyjść. Zaraz ma przyjść pani lekarka. Możecie się spotkać kiedy indziej. Na przykład jutro - przerwała nagle pielęgniarka, stając w drzwiach.
Midori, Mizuki i Luna niechętnie wyszły z pomieszczenia, na odchodnym rzucając:
- O, tak. Na pewno się jeszcze zobaczymy. Na pewno.
Mężczyźni poczuli się odrobinę nieswojo. Gdy drzwi zamknęły się, a niechciani goście wreszcie się odpowiednio oddalili, Frank chrząknął.
- Musimy stąd spadać.
- Taa. Ale okno odpada. Może w nocy?
- To chyba jedyna opcja. Jak z twoją nogą? Możesz biegać?
- W porządku, dam radę. I na drugi raz nie spiesz się tak z bronią.
Castle pokiwał smętnie głową. Nie lubił, gdy go pouczano, chociaż Fury prawił mu kazania możliwe jak najrzadziej. Między innymi dlatego, że nie lubił nawijać długo i bez sensu.
- Dobra, ja już zgarnąłem swoje rzeczy. Tylko broń mi została, ale to dopiero jak sobie ta lekarka pójdzie.
Nick też spakował swoje rzeczy. A lekarka wciąż nie przychodziła. Wreszcie po dwóch godzinach jak kometa wpadła do pomieszczenia jakaś szatynka. Szybko przebadała Franka i Nicka, wyjaśniając tylko, że jej koleżanka poczuła się źle.
- Prawdopodobnie zatruła się czymś przy śniadaniu.
Później do małego pokoiku nie wchodził już nikt.

***

O drugiej w nocy ruch w szpitalu ustał i można było wyślizgnąć się niepostrzeżenie. Mężczyźni zabrali swoje rzeczy, ubrali się i starannie ukryli swoją broń. Z wydostaniem się z budynku nie mieli najmniejszego problemu. Szybko przeszli korytarzem, zeszli po schodach i opuścili szpital. Na nikogo po drodze się nie natknęli.
- To dokąd teraz idziemy? - spytał Frank beznamiętnie.
- Mam taką znajomą... Może wpadniemy do niej?
- Dobra. Ta od mieszkania?
- Tak.
Przez dłuższy czas w milczeniu brnęli mrocznymi ulicami miasta, aż wreszcie dotarli do swego celu. Nick taktownie oparł się o dzwonek, by zerwać na nogi zapewne śpiącą lokatorkę. Po siedmiu minutach w drzwiach stanęła mocno zaspana kobieta z dwoma dobermanami przy boku.
- Coście za jedni i czego chcecie? - prychnęła, gładząc łeb jednego z nieprzyjaźnie wyglądających psów.
- Twoja wielka znajoma cię chyba nie poznała... - mruknął Frank z lekkim wyrzutem w głosie. - Przedstawisz się jej i przypomnisz, czy zwijamy stąd?
- Eee... No cześć, Marta. Pamiętasz mnie jeszcze? To ja, Nick Fury.
Kobieta przyglądała się im przez chwilę, poczym pisnęła radośnie i rzuciła się mu na szyję. Zrezygnowane psy cofnęły się w głąb mieszkania, bo nie było na kogo warczeć, a Frank uśmiechnął się do siebie. No tak - była to dość ciekawa scenka.
- Wejdźcie - powiedziała kobieta po wylewnym powitaniu. - Co was tutaj sprowadza?
Fury streścił kilka najważniejszych wydarzeń, które wyjaśniały ich sytuację i przedstawił swą prośbę. Marta bez wahania zgodziła się, by zamieszkali u niej.
- "A psy sobie odpoczną" - pomyślała, uśmiechając się do własnych myśli.
Mężczyźni weszli do środka i kulturalnie rzucili swoje rzeczy na środek przedpokoju. Kobieta postanowiła pokazać im mieszkanie.
- Tutaj jest salon. W nim przyjmuję gości i życzyłabym sobie, aby przetrwał jak najdłużej, w stanie możliwie zbliżonym do obecnego.
Pomieszczenie było duże i przestrzenne. Stały tam dwie duże kanapy i cztery fotele. Meble były koloru przydymionej zieleni. Na zachodniej ścianie wisiał spory telewizor plazmowy. Pod ścianą przeciwległą do drzwi stało kilkanaście regałów z książkami. Na ścianie wschodniej znajdowały się trzy duże okna, aktualnie zasłonięte zasłonami w kolorze butelkowej zieleni. Marta wyszła, oprowadzających ich po kolejnych pomieszczeniach.
- Tutaj kiedyś był jeden pokój - powiedziała, otwierając następne drzwi. - Ale był on tak duży, że podczas remontu postanowiłam go przedzielić na dwie części. W ten sposób uzyskała dwa mniejsze pokoje, połączone z sobą. To będę pokoje dla was.
Dalej zobaczyli jeszcze kuchnię, obszerną łazienkę, pokój kąpielowy, następną łazienkę i jeszcze kilka pokoi. Każde pomieszczenie robiło niezłe wrażenie. Łazienki były w jasnych kolorach: jedna biało - srebrzysta, druga utrzymana w delikatnym błękicie, przeplatanym bielą i złotem. Pokój kąpielowy był dużym pomieszczeniem, wyłożonym białymi kafelkami, na środku którego stała spora wanna na złocistych nóżkach. Obok wanny leżał jasny, puszysty dywanik. Na północnej ścianie wisiało wielkie lustro, na pozostałych - srebrne świeczniki i szklane półki, na których stało całe mnóstwo kosmetyków, oraz różnych specjałów do kąpieli. Reszty pomieszczeń nie zdążyli zobaczyć, gdyż Marta była śpiąca.
- Rozgośćcie się i proponuję wam dobrze się wyspać. Jutro pogadamy, mamy czas. Dobranoc.
Mężczyźni poszli do swoich pokoi i wkrótce usnęli.

Autor: elune


<<< ROZDZIAŁ 1
Poprzednia Strona

Lions Gate Film All original material copyright © 2004-2019. Punisher is registered trademark of Marvel Comics. Marvel Comics